poniedziałek, 23 marca 2015

6. "Jestem królem dla mojej przyszłej księżniczki."










- Nigdy mi nie uwierzycie w to co powiem!!! - krzyczała Rose idąc do naszej grupki.  Czekaliśmy na otwarcie sali gimnastycznej,   żeby móc zostawić śpiwory,  koce i poduszki na dzisiejszy nocny szkolny maraton filmowy.
- Powiesz w końcu o co chodzi?!
- Właśnie się dowiedziałam, że dzisiaj na wieczorze filmowym dyrektorka ma ogłosić wyjazd ostatniej klasy do Londynu!!
Myślałam,  że nie może być nic lepszego od wieczoru filmowego,  który odbywał się w naszej szkole od lat, ale jak widać się myliłam. Otwarłam oczy jak najszerzej mogłam bo szczerze pokochałam pomysł,  który wyszedł z inicjatywy dyrektorki.  Chciałam tam być,  bo to miasto mojej przyszłości, do tego jedzie tam tylko ostatni rocznik i zapewne będzie najlepszy wyjazd w historii szkolnych wyjazdów! Jenna i Jason tańczyli coś w rodzaju "tańca radości" a Rose nie przestawała mówić jak będzie fajnie.  Od teraz to był mój największy priorytet- jechać tam i zwiedzić miasto, ale wiedziałam też,  że rozmowa z moimi rodzicami i namówienie ich na wyjazd to będzie ciężka sprawa.
- W Londynie są takie gorące dupy!!!
- Jen...
- Jason laski też są tam niezłe,  ale pewnie jak popatrzą na Ciebie to szczerze się zastanowią nad byciem less.
- O mój Boże czy Ty właśnie użyłaś najbardziej beznadziejnego dissu ever? - wywracał oczami, przedrzeźniająć przyjaciółkę.
- A czy Ty właśnie użyłeś najbardziej dziewczyńskiego słowa patrz ever?
- Po prostu się zamknij.
- Ty też kutasie.
Ich pseudo kłótnie za każdym razem kończyły się tak samo, zawsze te same teksty,  zawsze udawana złość.  Pokręciłam tylko głową patrząc na ich dwójkę,  po czym się zaśmiałam bo są takimi idiotami.
- Mam nadzieję,  że ten wyjazd to prawda! Umrę ze szczęścia!
- Suko nie tak prędko,  musisz się najpierw z kimś wydziewiczyć. - powiedział Jason,  a ja szczerze chciałam go zamordować bo przy każdej nadarzającej okazji przypomina mi,  że nadal jestem dziewicą.
- Co?
- W Y D Z I... - zaczęła mi literować ostatnie wypowiedziane słowo Jas
- Doskonale słyszałam co powiedział.
Ruszyłam w stronę drzwi, które właśnie zostały otwarte. Byłam prawie na samym początku, więc mogłam wybrać najlepszą miejscówkę. Usiadłam po lewej stronie, zaraz przy ścianie i sprawdzałam, czy będę miała stąd dobry widok i czy nie ucierpi na tym mój kark po całej nocy oglądania. Miejsce zdecydowanie było dobre, miałam blisko do wyjścia, to była moja wytyczna bo pewnie będę jakieś milion razy w łazience, problemy ludzi z małym pęcherzem. Zostawiłam karteczkę z moim imieniem na moich rzeczach, Jen, Rose i Jason zrobili tak samo, po czym wyszliśmy na szkolny korytarz.
- Abi czy ty jesteś na stoisku naleśnikowym?
- Um tak, ale tylko na jednym filmie. Mogę wybrać, jak już będzie lista.
- TAK! Zamawiam 15 naleśników na "Kolekcjonera" .
- Skąd wiesz jakie filmy będą? - Rose ściągnęła brwi i uważnie mu się przyglądała.
- Horan powiedział Liamowi bo był w gabinecie za jakąś bójkę i zobaczył listę, a Payno przekazał nam.
- Chcesz jeść na tak krwawym horrorze naleśniki? - Jenna widocznie była zdziwiona, choć to nie było nic nowego. On jadł na każdym filmie, nie ważne czy to horror, czy to komedia, czy jakieś romansidło. Liczył się Jason i jedzenie.
- W czym mi to przeszkadza?
- Zapomnij, że zapytałam. - Jen machnęła ręką i zmierzała w stronę wyjścia. - Do zobaczenia laski.
- Hej?! - Jason oburzył się na jej słowa.
- Jason przyjaźnisz się z trzema dziewczynami, jesteś jedną z nas, przestań jojczyć.
Śmiałyśmy się z Rose ze słów Jenny, a Jason udawał obrażonego. Jak zwykle udaje, ale to normalne. Kiedyś był w niej szaleńczo zakochany, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Bała się, że straci przyjaciela, dlatego nic poza tą granicę nie wyszło...do czasu. Wiem, że spali ze sobą kilka razy, pomimo tego, że na każdym kroku przypominają jak się nienawidzą, a to wszystko dzięki przyjaźni.
------------------------------------------------------------------
Kiedy wróciłam do domu, żeby się przebrać i coś zjeść, rodzice byli w kuchni i o czymś rozmawiali. To było dziwne, bo nigdy tak wcześnie nie było ich w domu. Usłyszałam też trzeci głos, a jak się okazało  należał do mojej starszej siostry. Skoro już są, to porozmawiam z nimi o Londynie. Weszłam do kuchni, a uśmiechy nie schodziły im z twarzy, mieli dobry humor, więc może mój plan wypali.
- Hej wszystkim. - odezwałam się pierwsza zdejmując mój plecak.
- Cześć Abigail. - odpowiedział tylko ojciec, matka i siostra nadal czymś zachwycone.
Oh cóż chuj wam w dupe.
- Um, chciałabym o coś zapytać mogę? - pokiwali zgodnie głową, więc zaczęłam. - Um więc, ogłosili w szkole wyjazd do Londynu i zastanawiałam się czy nie mogłabym jechać, bo będziem...
- Nie ma mowy! - nie pozwoliła mi skończyć moja matka, a ja wiedziałam, że mój plan jest już prawie spalony na starcie.
- Dlaczego?
- Alice wyjaśnij siostrze.
- Dostałam propozycję wyjazdu do Francji na studia w języku francuskim.
Oh poważnie? Myślałam, że we Francji mówią po hiszpańsku.
Suka.
- Wiąże się to ze sporymi kosztami, bo muszę sobie zapewnić zakwaterowanie, wyżywienie, ale także mieć na swoje drobne wydatki,więc nie sądzę, żeby rodzice dali radę zapłacić za twój głupiutki wyjazd.
Jej poważny ton i te idealnie kurwa ułożone zdania, sprawiały, że miałam ochotę ją uderzyć. Jest ze mną źle, coraz częściej przyłapuje się na myśleniu o uderzeniu kogoś.
- Nie jest głupi!
- Deidre! Przestań wrzeszczeć, odpowiedź brzmi nie! - upomniała mnie matka, która jak zwykle była po stronie Alice.
- Co jeśli większość zapłacę sama? Zarobiłam trochę i mam oszczędności.
- Jesteś w stanie opłacić sobie wyjazd? Wątpię. - po jej zdaniu zachciało mi się płakać i wyszłam z kuchni, żeby nie rozryczeć się przy nich. Nie sądziałam, że mój dzień tak radykalnie może się zmienić. Byłam taka zachwycona tym wyjazdem i wiedziałam, że będzie ciężko ich przekonać, a raczej ją, bo ojciec pewnie po godzinie mojego gadania by się zgodził, żeby tylko mieć spokój. Leżałam i płakałam, aż zmożył mnie sen i odpłynęłam w krainę snów. Obudziłam się tak nagle. Chyba we śnie przebiegłam jakiś dwunastokilometrowy maraton i teraz jestem kompletnie wyczerpana. W pokoju jest jeszcze jasno i  leżę w łóżku otulona kocem aż po same uszy. Zerknęłam na budzik przy łóżku. Siedemnasta. Ten dzień, należał do tego typu dni, w trakcie których nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, a wszystko dzięki mojej kochanej mamusi. Ugh. Kiedy nakrywałam się szczelniej kołdrą mój telefon zaczął dzwonić, a moje szczęście sprawiło, że nie leżał oczywiście w zasięgu mojej dłoni. Myślałam, że to któreś z moich przyjaciół, dlatego poświęciłam się i wstałam. Jednak to nie był nikt z mojej paczki.
Horan.
Przewróciłam oczami na samą myśl o nim, po czym odrzuciłam połączenie. Nie mam ochoty na rozmowy z nim. Tak w ogóle czemu dzwoni do mnie? Ułożyłam się znów wygodnie w łóżku, ale pan Horan nie raczył się poddać po pierwszym odrzuconym połączeniu. Starałam się nie zwracać uwagi, na wibrujący na mojej pościeli telefon. Oczywiście mogłabym go wyłączyć, ale wtedy nie wiedziałabym kiedy będzie dzwonił ktoś inny, ktoś ważniejszy od niego. Postanowiłam więc ignorować go, a jak później zauważyłam to zadziałało. Jednak nie na długo, bo telefon ponownie dzwoni, nie miałam już nerwów i postanowiłam odebrać. Ku mojemu zdziwieniu dzwonił Jason.
- Czego?!?!- powiedziałam ostrym tonem do słuchawki. Nie spodziewałam się, że mogę brzmieć jak stary dziadek po ostrym zapaleniu krtani, jednak tak właśnie było.
- Jaka miła aww. Uderzyłaś się w głowę czy masz okres?
-Jason do rzeczy, nie czuje się najlepiej, po prostu mów o co ci chodzi i pozwól mi umrzeć.
- Co ci jest Abi? - usłyszałam zatroskany głos Rose.
- Nic poważnego, po prostu źle się czuję, nie wiem czy przyjadę na maraton.
- No ty chyba kompletnie ocipiałaś suko!!! - Jen tak wydarła się do słuchawki, że przysięgam, ale prawdopodobnie trwale straciłam słuch w lewym uchu.
- Deidre?! - kolejna osoba dzisiaj zwraca się do mnie drugim imieniem, to nie wróży nic dobrego.
- Uh dobrze będę, wezmę jakieś tabletki i najpóźniej o 18 jestem w szkole.
Rozłączył się, a ja miałam mało czasu, żeby się ogarnąć i wyjść. Tak bardzo nie chciałam tam iść, nie chciałam im mówić, że  nie mogę jechać, ale wiedziałam też, że nie mam wyjścia i muszą wiedzieć. Zabrałam tylko z szafy szarą bluzę, bo o tej porze potrafi być bardzo zimno, nałożyłam różowe vansy i wyszłam z domu. Chciałam dojść tam pieszo bo musiałam przemyśleć moją sytuację. Aktualnie mój status to: jest beznadziejnie, nienawidzę moich rodziców, jestem do dupy.  Cieszyłam się, że wzięłam bluzę bo na prawdę było chłodno na zewnątrz, ale moje nogi były już zlodowaciałe, bo zostałam w czarnej spódnicy, w której byłam w szkole. Szłam środkiem ulicy bo po 17 bardzo rzadko przejeżdżały samochody w Mullingar, byłam więc pewna, że nic mi się nie stanie. No prawie pewna, bo kiedy  usłyszałam, że nadjeżdża jakiś samochód moje już zmarznięte nogi zawadziły się o krawężnik i tym samym wylądowałam na tyłku. Jęknęłam z bólu kiedy moje łokcie gwałtownie zetknęły się z betonową powierzchnią.
- Nic Ci nie jest?
Przysięgam na Boga, że byłam bliska śmierci słysząc to pytanie. Lęk przeszedł zaraz po tym, jak usłyszałam dźwięczny śmiech Horana. Unosząc głowę dostrzegłam go idącego w moją stronę. Nadal siedziałam na zimnym betonie, sama nie wiedząc czemu. Kiedy już był przy mnie, wyciągnął w moim kierunku dłoń żebym mogła wstać. I tak już wystarczająco się przed nim upokorzyłam, dlatego też zrezygnowałam z jego pomocy i sama wstałam.
- Wilson jaka Ty jesteś cholernie uparta.
- Wiem mam tak z natury.
Zapanowała między nami cisza. Wystarczyła chwila z panem "pojawiam się kiedy chcę"  bym stała się roztrzepana jak pięcioletnie dziecko. Ręce całe mi się trzęsły, a na nogach pojawiła mi się gęsia skórka, a ja już sama nie wiem czy to z zimna, czy przez niego.
- Idziesz do szkoły?
- Mhm.
- Jedziesz ze mną?
- A mogę? - szczerze to zapytałam go tylko dlatego, że moje nogi błagały o odrobinę ciepła, a wiedziałam, że w jego aucie są podgrzewane fotele.
- Nie robi mi różnicy czy kogoś zabiorę czy nie, więc sama sobie odpowiedz.
Poszedł w stronę drzwi kierowcy i wsiadł, a ja zaraz za nim. Chciałam usiąść ale na siedzeniu leżała otwarta, a raczej pusta paczka po prezerwatywie. Odchrząknęłam na jej widok, a zaraz po tym Niall zabrał ją z siedzenia i rzucił za siebie.
- Zaliczona? - musiałam przerwać tę krępującą ciszę, która doprowadzała mnie do obłędu. Poruszałam wymownie brwiami i lekko przymrużyłam oczy.
- Tak.
Przepędziłam szybko z głowy wszystkie brudne myśli kłębiące się aktualnie w mojej głowie, skupiając się na nim, a raczej  jego oczach. On także wlepiał we mnie swoje spojrzenie,a ja zdałam sobie sprawę, że wyglądam pewnie jak siódme nieszczęście.
- Dzwoniłeś. - powiedziałam nadal się mu przyglądając.
- Tak, nie było cię w bibliotece, bal maturalny pamiętasz?
- Um no tak zapomniałam, znacz miałam wtedy większy problem... Nieważne.
- Problem musiał być spory skoro panna idealna Wilson zmieniła swój grafik dnia.
Mówił z jakimś dziwnym przejęciem w głosie, albo po prostu za wiele sobie wyobraziłam. Zacisnęłam dłonie, by powstrzymać nieprzepartą ochotę dotknięcia go, kiedy zawadiacko uśmiechnął się do mnie. Coś jest ze mną nie tak, coś bardzo nie tak.
- Ciepło Ci w tej bluzie i tak krótkiej spódniczce? - tym razem to on przerwał milczenie.
Kiwnęłam głową na tak, jednak on postanowił to sprawdzić. Musiał mieć nad wszystkim kontrolę i władzę? Musiał wszystko wiedzieć? Ugh. To było takie wkurwiające. Swoją dłonią dotknął mojej ręki, po czym złapał ją mocniej i z dezaprobatą w oczach zaczął swój wykład.
- Widzę, że ktoś tu planuje być chory.
- Planowała bym coś gorszego, ale choroba wystarczy.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Może jestem dzieckiem?
Patrzyłam przed siebie, na samochody, które co chwilę mijaliśmy. Pech chciał, że wjeżdżając do centrum zatrzymały nas czerwone światła i tak było na każdym kolejnym skrzyżowaniu. Tam wlepiałam wyrok w czerwony punkt nad nami, wyglądając przy tym pewnie jak dziecko śliniące się na widok lizaka. Kiedy dotknął jednym palcem mojego policzka, byłam lekko zdezorientowana.
- Co?
- Nie zasypiaj Wilson.
- Nie śpię przecież. I jedź, bo masz zielone
Ruszył z piskiem opon i w ciągu kilku minut byliśmy pod szkołą, zabrałam torbę i wysiadłam z auta. Nie starał się nawet mnie dogonić, ale w sumie to i dobrze.  Weszłam na salę, a tam było już mnóstwo ludzi, zobaczyłam, że Jenna macha mi z naszego miejsca dlatego postanowiłam do nich podejść. Wymuszałam lekki uśmiech, ale chyba mi to nie wychodziło. Nie chciałam tu być, chciałam gdzieś uciec, jak najdalej od tego gówna. Jak najdalej od mojej matki, idealnej siostry i tej szkoły, która mnie niszczy. Jedyne czego by mi brakowało to ta trójka idiotów, która przede mną siedzi no i czasem może ojciec. Usiadłam pomiędzy Rose i Jenną, a zaraz po tym rozpakowałam mój śpiwór i w niego weszłam.  Był cieplutki i różowy, ale mam go od moich 13 urodzin, więc kolor jest chyba oczywisty. Pierwszym filmem jaki puścili był "Szybcy i wściekli 6", to ulubiona seria Jasona i przez całe 2 godziny i 10 minut oglądał komentując i wypowiadając dialogi z aktorami, które zna już na pamięć.  Następnie puścili "To właśnie miłość", przez co większość męskiej części naszej szkoły zasnęła, ale kiedy po filmie na podest wyszła dyrektorka, na sali nagle wzmożyły się rozmowy, a ona starała się dojść do słowa.
- Cisza! - krzyczała w mikrofon, a mnie pękały bębenki. - Jeśli nie będziecie cicho zmienię moje zdanie o was i nici z wycieczki! - na hasło wycieczka każdy, no prawie każdy się  uspokoił. Rose ścisnęła moją rękę i była cała podekscytowana, a Jen dla zabawy gryzła bark Jasona, który lamentował, że prawdopodobnie zaraz odgryzie mu kawałek mięsa.
- Wreszcie... Zatem moi drodzy uczniowie. W związku z tym, że dostałam propozycję z King's College London, University of West London i Royal College of Music by odwiedzić ich uczelnie w celu pozyskania nowych studentów w przyszłym roku, zorganizowałam pięciodniową wycieczkę do Anglii dla uczniów ostatniej klasy naszego liceum. Jeden dzień poświęcimy na przejście po uczelniach i ich zwiedzaniu, a cztery pozostałe na zwiedzanie Londynu. -Ludzie zaczęli klaskać i piszczeć, a Rose prawie złamała mi rękę ze szczęścia. - W planie mamy również nocny rejs po Tamizie, wejście na Tower Bridge, oczywiście Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds, Park Olimpijski Królowej Elżbiety, Pałac Buckingham i wiele innych atrakcji. Wywieszone zostaną, najpóźniej w pojutrze szczegółowe informacje dotyczące wyjazdu. Chętnych proszę o zapisy u mnie w gabinecie, ode mnie to tyle, niech maraton filmowy trwa w najlepsze!
Byłam tak zachwycona planem tej wycieczki, tak bardzo chciałam tam być, a wiedziałam, że nie pojadę. To bolało mnie jeszcze bardziej, kiedy patrzyłam jak moi przyjaciele rozmawiają, że to będzie najlepsze pięć dni w ich życiu, że nie mogą się doczekać. Uśmiechałam się i potakiwałam głową, ale chyba byli tak przejęci  tym całym wyjazdem, że nie zauważyli, że nie cieszę się jak oni.
- Zaraz będzie "Kolekcjoner" dlatego ja lecę do budki z naleśnikami na zmianę, do zobaczenia później. - pożegnałam się z nimi i chciałam jak najszybciej wyjść z sali bo łzy zbierały się bardzo szybko w moich oczach. Na szkolnym holu grała cicha muzyka, a ja przymknęłam oczy pozwalając moim łzą popłynąć po policzkach. szybko otarłam je dłonią, żeby nikt nie zauważył i starałam się rozluźnić. Przy stoisku wymieniłam się z Pauline, dziewczyną z równoległej klasy, która zaraz poszła na salę oglądać filmy. Dobrą godzinę siedziałam tam bezczynnie, bo jak widać nikt nie był głodny, zresztą budki z napojami, popcornem i sałatkami też nie były specjalnie zapełnione. Usłyszałam kroki, a później śmiechy, a jak się okazało był to Liam i Louis.
- Stary przegiąłeś, on Cię zabije jak to zobaczy.
- Daj spokój Payno, zjedzmy coś.
Liam stanął przy moim stanowisku, a ja tego nie zauważyłam bo byłam zajęta przeglądaniem tumblra na telefonie, dopiero kiedy zaczął stukać palcami o blat stolika podniosłam wzrok i zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz.
- Wiem, że przerywam ci zapewne bardzo ciekawe zajęcie, ale byłoby cudownie gdybyś sprzedała m jakieś 5 naleśników.
- Liam weź więcej! Jestem głodny!
- Zamknij się Lou!
Krzyczeli do siebie, a byli dosłownie pięć metrów od siebie. Dziwni ludzie.
- Z czym chcecie?
- A co mamy do wyboru? - uśmiechnął się tak,że zmiękły mi kolana.
- Malina, wiśnia, kiwi, brzoskwinia, winogron, bita śmietana no i sosy czekoladowy albo toffi.
- Możesz każdy z innym owocem plus bita śmietana i sos czekoladowy?
- Yhm pewnie.
Posłałam mu słodki uśmiech, a wtedy przy mojej budce pojawił się Louis z trzema sokami i dwiema dużymi paczkami popcornu.
- Liam przestań flirtować, weź ją na wynos po pracy.
Po jego zdaniu moje policzki zapłonęły, ale nie byłam w tym sama bo Liam też się zawstydził i to było takie słodkie, że ojejku. Zrobiłam co chcieli, Liam zapłacił i sobie poszli więc znowu zaczęłam przeglądać tumblra. Znów musiałam wstać bo ktoś stukał palcami o blat stołu, a ja idiotka nie zauważyłam.
- Wilson?
- Tsa,tak wyszło. Chcesz coś? - powiedziałam obojętnym tonem.
- Daj mi wszystko, przekładane przez trzy naleśniki i polej sosem czekoladowym. Albo wymieszaj czekoladowy z toffi.
- Bomba dla cukrzyka. - dodałam sobie pod nosem. Stał odwrócony do mnie bokiem, ale mało mnie obchodziło na co się gapi, albo komu się przygląda. Zrobiłam mu te naleśniki jak chciał, położyłam na plastikowym talerzyku i kiedy mu je dawałam zaczęłam się śmiać. Miał na policzku narysowane markerem, lub jakimś innym pisakiem cycki i podpisane, gdyby ktoś nie poznał tego cudownego obrazu. Patrzył na mnie jak na idiotkę, a to właśnie on teraz tak się powinien czuć.
- Fajne cycki.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Wilson.
Wyciągnęłam telefon i zrobiłam mu zdjęcie, po czym mu je pokazałam. Widziałam jak na początku pojawia mu się dość spora żyłka na szyi, ale później zaczął kręcić głową i się sam z siebie śmiać.
- Zabije kretynów, ale najpierw zjem.
Wszedł do mnie za stolik, więc strzeliłam mu spojrzenie typu "ty tak na poważnie?", na co on wzruszył ramionami i wlepił swój wzrok w swoje danie. Jadł jak małe dziecko, każdy kawałeczek owoca po kolei i do tego maczał go w sosie. Myślałam, że będę uwięziona w tej niezręcznej sytuacji z Horanem, ale na całe szczęście przyszła kolejna dziewczyna na zmianę, więc mogłam sobie iść. Nie miałam ochoty wracać na salę, więc poszłam na drugie piętro, bo wiedziałam, że tam zostanę sama. Usiadłam obok jakiś drzwi i podciągając nogi pod brodę gapiłam się tępo na ścianę. Mogłam słyszeć piski dziewczyn, które spowodowane były pewnie krwawymi scenami, a trochę słabiej muzykę z pierwszego piętra, gdzie stoją budki z jedzeniem. Byłam cholernie zła na rodziców, że Alice zawsze dostaje co chce, a ja muszę się zadowalać  błahostkami. W czym jestem od niej gorsza? Nawet wyglądamy prawie tak samo, więc nie dziwię się, że nikt mnie nie chce i nigdy nie miałam chłopaka. Jej twarz jest okropna i ma takie wysokie czoło, że można by ją pomylić z kosmitką. wiem jestem dziwna, ale tak już mam. Usłyszałam, że leci właśnie Love me like you do - Ellie Goulding , a ja szczerze jestem zakochana w tej piosence,poprawia mi humor i mam ochotę przy niej tańczyc, chociaż to maksymalnie niedorzeczne.
Only you can set my heart on fire, on fire/Tylko Ty potrafisz rozpalić moje serce, rozpalić
Yeah, I'll let you set the pace/Pozwolę Ci narzucić tempo
Zamknęłam oczy i tańczyłam, byłam w swoim świecie i gdyby ktoś mnie zobaczył pomyślałby, że mam nie równo pod sufitem, ale jestem sama i mam to gdzieś.
'Cause I'm not thinking straight/Ponieważ nie myślę logicznie
My head spinning around I can't see clear no more/Kręci mi się w głowie, nie potrafię już jasno myśleć
What are you waiting for?/Na co czekasz?
Love me like you do, lo-lo-love me like you do(like you do) / Więc Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Love me like you do, lo-lo-love me like you do/Kochaj mnie tak jak kochasz, kochaj mnie tak jak kochasz
Touch me like you do, to-to-touch me like you do/Dotykaj mnie tak jak dotykasz, dotykaj mnie tak jak dotykasz
What are you waiting for?/Na co czekasz?
Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać, dziś chyba mam taki dzień i pewnie zbliża mi się okres, ugh. Ale czemu? Czemu moje życie jest tak beznadziejne? Czemu nie mam osoby, dla której jestem najważniejsza i która potrafiłaby zrobić dla mnie wszystko, dosłownie wszystko? Odpowiedź jest prosta... Nie jestem wystarczająco dobra. Czułam jak bardzo pieką mnie oczy od płaczu,ale dostałam ataku paniki, kiedy ktoś dotknął mojego ramienia. Gwałtownie się odwróciłam  i spotkałam się z wzrokiem Nialla, nie wiem czemu ale rzuciłam mu się w ramiona bo potrzebowałam kogoś przytulić, a on był jedyną osobą, która była przy mnie. Rozkleiłam się do reszty, a on o dziwo głaskał moje plecy i mnie uspokajał.
-Abi?
-Czego?!
- Jesteś zła?
-Oh nie. Skądże. -Wlałam w to tyle ironicznego tonu, że sama siebie zadziwiłam. Spojrzałam mu w oczy, ale zaraz szybko opuściłam wzrok. Chyba zorientował się, że nie mam ochoty na rozmowę i wstał. Myślałam, że sobie pójdzie jednak on złapał mnie za rękę i podniósł, odgarnął mi włosy z twarzy i trzymał ją w dłoniach.
- Coś się stało?
- Wszystko?
- A dokładniej?
- Dokładniej to jestem do niczego, nie jestem wystarczająco dobra, na nic nie zasługuje i nie pojadę do Londynu bo moi rodzice doceniają tylko jedno dziecko.
Znów mnie przytulił i gładził moje plecy jedną dłonią, nie mam pojęcia skąd wiedział, że wtedy akurat tego potrzebowałam. Kiedy zamknęłam oczy czułam się taka bezpieczna, jakby całe zło tego świata mnie nie dotyczyło. Zdałam sobie sprawę, że tego w życiu mi brakuje. Osoby, która będzie ze mną, dla której będę najważniejsza, która będzie kochała mnie ponad wszystko.Byłam już taka słaba od płaczu i zrelaksowana jego dotykiem, że powoli traciłam świadomość.
- Mogę ci pożyczyć pieniądze na wyjazd, a oddasz kiedyś...
- Huh? Zwariowałeś?!
- Jestem poważny. Pracujesz w sklepie, na pewno coś masz, a ja mogę ci dać resztę...
- W życiu ci tego nie oddam za moja pensję milionera.
- Więc nie musisz w ogóle oddawać.
- Nie. Nie mogę.
- Kurwa mówiłem Ci jaka jesteś uparta?
- Tak, jakieś tysiąc trzysta dwadzieścia siedem razy.
- Liczysz?
- Zmyśliłam to.
Zaśmiałam się ocierając łzę na moim policzku,
- Czemu chcesz to zrobić? Przecież mnie nienawidzisz? Zresztą ja ciebie też.
- Wrogom czasem też trzeba pomagać, żeby uśpić ich czujność i później zaatakować z podwójną siłą.
- Mądre, ale nie dziękuję. I dziękuję za... Um to...
Puściłam jego klatkę z uścisku, a on zrobił to samo i dalej na mnie patrzył, a ja byłam pewna że jestem cała rozmazana i wyglądam jak gówno.
- Czasem potrafię być miły Wilson, nie zawsze ktoś jest taki jak go opisują ludzie.
Poczułam się źle, bo tak na prawdę go nie znam,a oceniłam go po tym co słyszałam od ludzi. To jednak nie zmienia faktu, że nie wiem jaki jest, czy jest tym chujem za jakiego uważa go większość, czy dobrym człowiekiem. W końcu pieprzył dzisiaj jakąś panienkę, a nawet z nią nie jest, to nie świadczy o nim dobrze.
- Jedziesz gdzieś ze mną?
Chwilę zajęło mi, zanim zrozumiałam co powiedział. W końcu jego słowa wypowiedziane niskim głosem przedarły się przez fałdy mojego mózgu i zostały przeanalizowane. Skinęłam głową i zmusiłam się do uśmiechu. Nie wiem czemu to robię, ale zawsze kończę w jego towarzystwie. Zawsze świadomie przecież wybieram, ale to nie zmienia faktu, że cholernie mnie wkurza i go nienawidzę, po prostu czas spędzony z nim jest najlepszym czasem w moim życiu i lubię poznawać jego świat. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i odwrócił w swoją stronę. Wytarł dłonią moje nadal mokre policzki i trzymał moją twarz. Patrzył mi w oczy. Zmarszczyłam brwi, bo byłam przekonana, że w jego spojrzeniu mogę dostrzec nutkę współczucia  i troski.
- Zrobię wszystko, tylko kurwa proszę nie płacz już Wilson bo mnie tym denerwujesz.
I wtedy pocałował moje czoło, następnie nos, policzek, aż w końcu skończył na ustach. Nie był to nie wiadomo jak długi pocałunek. Jego usta były takie miękkie, tak cudownie lekko muskały moje wargi. Oplotłam ręce wokół jego szyi i przeczesałam jasne włosy, spragniona jego dotyku tak desperacko, jak on zdawał się pragnąć mojego. Przerwaliśmy pocałunek, ale to zdarzenie chyba uspokoiło moje nerwy. Czułam się dziwnie z tym co się stało, ale nie miałam siły o tym myśleć.

------------------------------------

Siedziałam w samochodzie Nialla, szyby były zasunięte i czułam się odizolowana, od tego co działo się na ulicach Londynu. Miasto o tej porze tętniło życiem: na ulicy poruszały się samochody jeden za drugim, a po chodnikach biegali wręcz, nie wiadomo za czym ludzie. Moje myśli jednak skupione są na czymś innym, albo na kimś innym. Próbuje wszystko jakoś poukładać sobie w głowie, ale prawda jest taka, że nie mam czego. Przecież jestem dla niego nikim tak? Nie mam żadnych powodów żeby myśleć inaczej. Więc dlaczego do jasnej cholery chce mi pomóc? Czemu jest taki skomplikowany?  Kilkanaście dobrych minut jeszcze jechaliśmy bez celu po mieście, by w końcu zatrzymać się pod salonem tatuażu. Nie umiałam wytłumaczyć swojego zachowania, ale również i swoich myśli, a najbardziej nie byłam w stanie zrozumieć po co tutaj przyjechaliśmy. Spojrzałam na Nialla, jednak on się tylko uśmiechnął i wysiadł z samochodu. Poszłam w jego ślady i weszłam za nim do salonu, a zaraz za drzwiami uderzył mnie mocny zapach nikotyny. W środku blondyn przywitał się z jakimś łysym facetem i sądzę, że się dobrze znają, bo Niall ma na swoim ciele trochę, a nawet bardzo dużo tatuaży. Facet podał Niallowi jakąś książkę, może to album nie wiem, a on razem z nim szedł w moją stronę.
- Możesz wybrać tatuaż dla mnie.
On to mówił całkiem poważnie i o Jezu on będzie miał tatuaż, który ja mu wybrałam. Dla niego to nic takiego, kolejny tatuaż do kolekcji, ale no kurwa dla mnie to coś. Ode mnie zależy co już na zawsze będzie zdobiło jego ciało i nie mam pojęcia czemu, ale chce znaleźć coś wyjątkowego, pomimo, że go nienawidzę i pewnie znów niedługo wszystko wróci do normy i będziemy sobie dogryzać na każdym możliwym kroku. Przeglądałam wszystkie zdjęcia z pomysłami i szczerze spodobał  mi się motyw karty do gry,a na niej As. Taka w sumie wygrana pozycja, a on co by się nie stało to i tak osiąga co  sobie zaplanował. Wskazałam na nią palcem, bo tam jakby mi odebrało mowę.
- Lepszy będzie król. Jestem królem dla mojej przyszłej księżniczki. - stwierdził Horan, a ja szczypałam swoją dłoń, bo przecież te słowa nie mogły wypłynąć z jego ust. Wiedziałam, że to jakiś żart bo oboje z tym starym łysym pacanem zaczęli się śmiać, a ja założyłam ręce na piersiach i uniosłam brwi w odpowiedzi na ich zachowanie. Spojrzał na mnie pytająco, a to sprawiło, że się uśmiechnęłam. Dobrze było być z nim czasami, dla tych wszystkich dziwnych, a zarazem pięknych momentów. Chociaż zwykle trwały one... jedną, małą krótką chwilę. Podeszłam do nich bliżej i usiadłam na krześle obok leżącego już bez koszulki Nialla. Zdecydował, że karta zajmie miejsce na jego lewej części żeber, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, że chce sobie go zrobić.
- Jesteś pewien?
- Pytasz mnie jak facet dziewicę przed pierwszym razem Wilson.
- Dobry boże czy tobie wszystko musi się kojarzyć? Ugh.
- Taka męska natura to pierwsze, a drugie tak jestem pewien. W ogóle to jak się nie odzywasz, to jesteś nawet znośna.
- I vice versa.

- Aż tak jesteśmy do siebie podobni? - tutaj odpowiedź na jego pytanie powinna mi zająć trochę czasu,ale zdecydowałam się powiedzieć coś głupiego.

- Jeśli chodzi o wygląd, to nie oszukujmy się bije cię na głowę, no spójrz na mnie... - wskazałam na moją sylwetkę dłonią i prezentowałam się jak hostessa jakiś towar. - A charaktery,to mamy zupełnie inne...
- Patrzę i co do pierwszego to się zgadzam. - wtrącił się łysy, a ja się zawstydziłam, bo no kurwa to był żart.

- Czy to boli? - postanowiłam zmienić temat zanim całkowicie stanę się chodzącym burakiem na twarzy ze wstydu.

- Zależy jak wytrzymały ktoś jest na ból, ja nic nie czuję zazwyczaj, ale ty pewnie zwijałabyś się z bólu bo jesteś słabiutka i malutka, poza tym chuda jak patyk, a twoje cycki w ogóle istnieją w tej bluzie?

- Oh no to takie oczywiste i przecież to wzrost i waga mówią nam jak ktoś jest wytrzymały na ból i co ci zrobiły moje cycki, że się ich czepiasz?

- Mówisz, jakbyś nigdy wcześniej nie płakała przez uczucia, o tym mówiłem.
Miał rację.
Cholera,on ma rację.
Nienawidzę uczucia, kiedy wiem, że ma rację.

 - A jeśli chodzi o twoje cycki to wolę kiedy nosisz same topy,  wtedy dokłaaaadnie je widać.
Okay wieczór sprawmy, że Abi będzie skrępowana  i cała czerwona nadal trwa. Nie odzywałam się już, tylko obserwowałam jak na jego boku powstaje karta z literą K i sercem. Wydęłam wargi i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właśnie mnie tutaj zabrał skoro tak na prawdę nawet dobrze się nie znamy? Zwariowałam, ale przy nim już tak jest. Nie myślę, tylko daję się namówić, na wszystkie okropne rzeczy. Zamknęłam oczy i z uśmiechem na ustach, kręciłam z niedowierzania głowa. Cieszyłam się z tej chwili jak pięcioletnie dziecko z dodatkowej porcji gorącej czekolady w święta. Horan stał po chwili obok mnie, nie widziałam go bo miałam zamknięte oczy, ale czułam jego perfumy, które były dość charakterystyczne.
- Gotowe. Nie chcesz zobaczyć?
Otworzyłam oczy, ale pierwsze na co spojrzałam to  jego twarz. Później zaczęłam oglądać jego sylwetkę, był tak dobrze zbudowany,  że z powodzeniem mógłby grać w reklamach. Znów czułam, że moje policzki płoną bo przyglądałam się jego torsowi chyba zbyt długo na co Horan zaczął się wiercić w miejscu i gryźć wewnętrzną część policzka.
- Nie wiem na co dokładnie patrzysz, ale musi ci się to podobać.
Patrzył na mnie pewnie jak na idiotkę, wiem nie wyglądałam zbyt dobrze gapiąc się tak. Nawet go nie znałam, a tak cholernie mnie irytował. Był przystojny owszem, ale denerwowała mnie jego pewność siebie? Czy taki upór nie wiem dokładnie jak to nazwać, ale miał coś w sobie takiego.... Dobra nie wiem co, nie wysilam się nawet żeby to sobie tłumaczyć.
- Podoba mi się.
- Ja czy tatuaż? - uśmiechnął się w ten jego sposób, a później założył koszulkę.
- Ten łysy od tatuażu.
- To Cooy i muszę cię zasmucić ale ma żonę i trójkę dzieci.
- Uh, jak zwykle. - udałam zmartwioną, ale nie wyszło mi to zbyt dobrze, bo po chwili zaczęłam się śmiać. Niall zostawił mu pieniądze i wyszliśmy z salonu.
- A ty nie chcesz tatuażu?
- Um nie?! Znaczy może kiedyś, ale na pewno nie teraz.
- Jak coś służę pomocą.
- Zapamiętam.
Odblokowałam telefon i zobaczyłam, że mam  15 nieodebranych wiadomości i 52 połączenia. Ups, ktoś tu ma przejebane.
Jason: Abi gdzie jesteś Ty i moje naleśniki?
Rose: Abi?!
Jen: ABI HALO TWOJA MATKA DZWONIŁA, ŻE NIE ODBIERASZ MASZ PROBLEM ODDZWOŃ
Rose: Abigail gdzie Ty się do kurwy podziewasz? >.<
Jason: Suko twoja matka jest w stanie zadzwonić na policję jeśli się do niej zaraz nie odezwiesz.
Rose: OJCIEC CIĘ SZUKA PRAWDOPODOBNIE NA DWA RADIOWOZY CZUJ SIĘ MARTWA :(((
Jen: Abi kochana miło było Cię znać, na zawsze w naszej pamięci [*]
Jason: Wisisz mi kurwa kratówkę piwa i bilet na mecz załatwiłem ci alibi xxx
Jen: Jeśli Jason twierdzi, że to dzięki niemu nie masz przejebane to nie ufaj mu to jest łajdak i oszust :)
Rose: Jest ok sytuacja opanowana....ALE GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ DZIECKO? ;O
Boże tyle straciłam nie odbierając telefonu i gdyby nie oni, pewnie to byłaby jakaś katastrofa. Musiałam szybko wracać do domu, ale tak, żeby nikt nie zauważył z kim wróciłam. Niall o nic nie pytał, ale ja też nie czułam takiej potrzeby. Znów spędzony razem czas, znów dla żadnego z nas nic nie znaczy, dla mnie jest to ucieczka od mojego świata, więc może jednak dla mnie troszkę znaczy. Jak zauważyłam Horan zamierzał odwieźć mnie do domu, bo mijaliśmy już domy, które kojarzyłam. W końcu zatrzymał auto przed moim domem, ale było chyba zbyt późno, żeby ktokolwiek nie spał. Spojrzałam na niego i starałam się powiedzieć coś sensownego na temat dzisiejszego dnia, ale jak się okazało wydusiłam tylko głupie 'dobranoc' i wyszłam z auta. Stał na podjeździe dopóki nie przekroczyłam progu drzwi wejściowych, a kiedy już byłam w domu odjechał. Było mi wstyd, że nie podziękowałam dlatego wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać smsa. Boże nie to takie dziecinne, lepiej zadzwonię. Odbiera po dwóch sygnałach.
- Ta?!
- Zapomniałam ci podziękować zafajny wieczór i ogólnie....
- Nie ma za co.
- Gdyby nie było zapewne bym nie zadzwoniła.
- Okey.
- Um także.... No...
- Dobranoc?
- Tak. Dobranoc.
Rozłączyłam się i poszłam do pokoju przeanalizować cały dzień jak to miałam w zwyczaju i zauważyć jak wiele rzeczy mogłam zrobić inaczej. To była moja najgorsza część, rozpatrywanie ludzkich zachowań, alei moich własnych, to sprawiało, że sama stwarzałam sobie problemy, które nie istniały a ja je sobie tylko wyobrażałam.

---------------------

Mam nadzieję, że ktokolwiek przeczyta i skomentuje :D
Jeśli nie to zrozumiem, trzeba przyjąć na klatę swój brak talentu xd
Dziękuję za wszystko!!!

Do napisania <3

niedziela, 8 marca 2015

5. "Masz ostry języczek księżniczko, obciąganie mogłoby stać się twoim atutem."

Obudziłam się dość wcześnie przez burczenie czyjegoś brzucha, ale leżałam jeszcze próbując zasnąć, jednak nie przyniosło to żadnego efektu. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jestem w samochodzie. Zaczęłam przypominać sobie wczorajszy dzień, to co robiłam i z kim tu jestem, jednak zajęło mi to chwilę, zanim przypomniałam sobie wieczór z Niallem. Uśmiechnęłam się na samą myśl, bo to był chyba jeden z lepszych dni w moim życiu, czego kompletnie się nie spodziewałam. Rozbudziłam się do reszty, kiedy drzwi auta się otworzyły,a w nich stanął Horan z kawą w dłoni.
- Chcesz?
Przetarłam oczy, co było błędem, bo nie zmyłam wczoraj makijażu, a dzisiaj pewnie straszę każdego kto mnie zobaczy. Jedynym poszkodowanym jest jak na razie Horan, ale nie chciałabym, żeby ktoś inny musiał mnie widzieć w takim stanie.
- Nie dziękuję. Która godzina?
- Jest po 5.
- O kurwa.
Miałam być w domu przed północą, matka mnie zabije, nie wyjdę z domu do odwołania,a raczej nigdy. Usiadłam na tylnym siedzeniu i zaczęłam gładzić dłonią moje włosy, które prawdopodobnie były potargane po nocy.
- Um Niall możesz odwieźć mnie do domu?
- Po to wstałem.
Pokiwałam głową i spojrzałam na niego, siedział i na coś czekał. Popatrzył w lusterko, a ja mogłam zauważyć, że mi się chwilę przyglądał. Nie rozumiałam za bardzo o co może mu chodzić, ale to nie zaprzątało długo mojej głowy, bo odpalił auto i ruszyliśmy. Słońce grzało dzisiaj mocno, a to dziwne bo zazwyczaj o tej porze w Irlandii jest deszczowo. Uśmiechałam się na samą myśl o wczorajszym dniu, przypominałam sobie jak to było na tej zjeżdżalni, jak trzymał dłonie na moich biodrach i mówił, żebym się nie bała. Gdybym była w nim zauroczona, a on zrobiłby to samo,pewnie teraz jarałabym się sto razy bardziej i nie chciałabym nigdy umyć mojej dłoni, którą miałam z nim splecioną. Problem w tym,że nic nie czuję do Nialla a motyle w brzuchu w jego obecności nigdy się nie pojawią. Zatrzymał auto przed moim domem, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że moje zamyślenie nie trwało chwilkę.
- Dziękuję... Jakby za wczoraj i...
- Ja też. - odezwał się chociaż nie oczekiwałam od niego żadnej odpowiedzi. Uśmiechnęłam się do niego i wysiadłam,szybko żegnając się. Popchnęłam żelazną furtkę, która oczywiście musiała wydać z siebie taki hałas, który prawdopodobnie obudził połowę mieszkańców Mullingar. Podbiegłam szybko do drzwi i otworzyłam je,po czym ostrożnie weszłam do domu. Liczyłam, że wszyscy jeszcze śpią i nikt nie dowie się, że nie spędziłam nocy w domu. Jak planowałam udało mi się wejść do pokoju nie budząc nikogo, a mój wieczór pozostanie tajemnicą.

                                                --------------------------------

Nastał poniedziałek, a ja od samego rana czułam, że ten dzień może być tragiczny. Cudem dotarłam do szkoły rowerem, bo znów spóźniłam się na autobus. Wyciągnęłam książki z mojej szafki po czym podbiegłam pod salę od matematyki, pod którą stał  już Jason, bo te zajęcia zawsze mieliśmy razem.  Pomachałam mojemu przyjacielowi, a odwzajemnił gest.
- Co się z tobą działo przez całą niedzielę?
- Uh długa historia.
- Starczy czasu na matematyce?
Przewróciłam oczami na słowa Jasona i wzruszyłam ramionami, on jak zwykle będzie grał w coś na telefonie, bo nigdy nic nie rozumie. Ja mam zamiar słuchać i później oczywiście mu to jasno i w 'normalny' dla niego sposób tłumaczyć.  Kiedy staliśmy pod klasą czułam na sobie dziwne spojrzenia uczniów, ale dosłownie myślałam, że sobie to uroiłam.
- Nie wydaje ci się, że każdy się na ciebie gapi?
- Niby czemu? - udawałam, że tego nie zauważyłam.
- No właśnie nie mam pojęcia, dlatego ciebie pytam Sherlocku.
Walnęłam go w ramię, a wtedy przyszła nasza pani od matematyki i całą grupą weszliśmy do sali. Ta godzina cholernie się dłużyła. Nie dość, że pani Thompson starała się nam wyjaśnić funkcje trygonometryczne (które umiem) i nie miałam ochoty nawet słuchać, to do tego Jason przegrywał w jakąś grę z zombie i ciągle mogłam słyszeć jego przeklinanie pod nosem.
- Hej Abi.
- Huh?
- Wiesz jaki dziś dzień?
- Zgaduję, że poniedziałek? - zmarszczyłam czoło bo nie wiedziałam dokąd zmierza.
- Tak poniedziałek, 15 wrześnie czyli?
- No nie wiem, oświeć mnie.
- El Clasico! Dziś o 18.30.
- Zapomniałabym! Idziemy jak zwykle?
- Rose i Jen nie mogą, ale ja idę,więc jesteśmy umówieni?
- Pewnie. - uśmiechnęłam się do niego, a on wrócił do swojej gry. FC Barcelona i Real Madryt to najbardziej utytułowane kluby Hiszpanii,a nasza paczka ma obsesję na punkcie ich rywalizacji. Wszyscy  jesteśmy za Barcą i zawsze przy okazji takich meczy siedzimy w Crossbar i kibicujemy. Nie wiem jak mogłam zapomnieć, ja kocham piłkę nożną. Jako dziecko zawsze wracałam cała poobijana do domu, bo grałam z chłopakami na miejskim boisku i muszę przyznać, że byłam niezła. Przestałam grać, kiedy chłopak o imieniu Cole złamał mi nogę w piszczelu, miałam 13 lat i przez całe lato musiałam chodzić w gipsie, wtedy odkryłam, że książki nie są takie złe. Zadzwonił dzwonek. Pożegnałam się z Jasonem i poszłam na historię.
Spotkaliśmy się całą grupą na przerwie śniadaniowej, nasze rozmowy zaczęły się od głupich tematów, poprzez sprawdziany w tym tygodniu, po wiadomość, że Rose i Jenna nie idą z nami na mecz. Zamówiliśmy nasze śniadanie i usiedliśmy przy wolnym stoliku.
- Ale poważnie musice mi to nagrać! Nie przeżyję,że nie będę oglądała Neymara w relacji na żywo!
- Jen on będzie w koszulce, nie napaliłabyś się. - skomentował Jason.
- Co do kurwy? Jego sześciopak widać przez koszulkę i to jest...
- Rozumiemy masz wtedy wodospad w majtkach z podniecenia. - Rose zajadała się swoją sałatką i żartowała z przyjaciółki.
- Nie myśl,że oglądam mecze dla dobrych dup.
- Ale sama powiedziałaś...
- Milcz Jason jeśli chcesz żyć. - spojrzała na niego wymownie, po czym skierowała swój wzrok na mnie.- Abi? Jak masz zamiar wykorzystać bilety z urodzin?
O kurwa jestem martwa. 
- Właściwie to.. Um,,,
- Nie obrazimy się, to oczywiste, że musisz wybrać jedną osobę. - skwitowała wszystko Rose.
- Znaczy, bo...
- Wykorzystałaś już bilety? - zapytał Jason.
- Uh tak. - spuściłam wzrok na swoje buty, bo nie wiedziałam jak mam im powiedzieć, że wykorzystałam jeden bilet na Horana, chłopaka którego nienawidzę.
- Z kim poszłaś?
Pytanie Jen do reszty zniszczyło mój plan milczenia, ale musiałam im powiedzieć. Mogłam ich też okłamać, ale tego by mi nie wybaczyli.
- Niallem. - powiedziałam ledwo słyszalnie, ale miałam wrażenie, że każdy na stołówce to usłyszał.
- Że co?!? - krzyknęli zgodnie, a wtedy dosłownie wszyscy na nas spojrzeli.
- Ciszej. - upomniałam ich i zaczęłam. - Wracałam do domu... no i on siedział... i był smutny... Dobra kurwa nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale wykorzystałam ten bilet. Proszę, nie bądźcie na mnie źli.
Spojrzałam na nich, a Jen i Rose mieli powiększone oczy. Jason się uśmiechał, ale jego mina zaraz spoważniała i zapytał:
- Mam nadzieję, że pozwoliłaś temu kutasowi się przelecieć?
- Ogłupiałeś?!
- Kurwa no, liczyłem na pikantne szczegóły. - powiedział poważnie zmartwiony.
- Ale pocałował cię, podziękował ci jakoś za to? Palcówka, mineta coś? - zaczęła Jen, a ja zmarszczyłam czoło i udawałam, że wymiotuję.
- Ew jesteście obrzydliwi, a ja chce dokończyć jeść.
Wyszłam zostawiając ich samych przy stoliku, ale widziałam że plotkują nadal na temat tego co się wydarzyło. Całe szczęście, że nie powiedziałam im o tym, że spałam z nim w jednym samochodzie, bo wtedy ich komentarze nie miałyby końca. Usiadłam na korytarzu pod salą od muzyki i szukałam w torebce glukometra. Musiałam sprawdzić jak ma się mój poziom cukru, kiedy go znalazłam i chciałam nakłuć moją skórę okazało się, że ostatnia igła jaką miałam nie nadaję się już do niczego. Miałam jeszcze około 10 minut do rozpoczęcia lekcji, dlatego poszłam do pielęgniarki. Kiedy zapukałam do niej i otwarłam drzwi, kazała mi zaczekać bo musi kogoś opatrzeć. Siedziałam pod jej gabinetem około 5 minut, kiedy drzwi się otworzyły i wyszedł z nich nikt inny jak Niall Horan. Kiedy go zobaczyłam, aż syknęłam z bólu. Miał zawiniętą głowę i ramię, co oznaczało, że wpakował się w niezłe problemy. Jego włosy były poczochrane, a na koszulce miał ślady krwi. Zdziwił mnie fakt, że kiedy go zobaczyłam w takim stanie, czułam jakby mnie tez bolała ta część ciała, którą on miał ranną. Uchyliłam usta, żeby zapytać co się mu stało, ale on mnie wyprzedził.
- Nie pchaj nosa w nie swoje sprawy Wilson.
Wstałam i stanęłam na wprost niego, nie wiem co mną kierowało, pewnie jak zwykle impuls. Spojrzałam na jego policzek który był cały posiniaczony, a miejsce nad lewym okiem na pewno było rozcięte. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego policzka, który zdawał się pulsować z bólu. Ręka cała mi się trzęsła, a ja do końca nie wiedziałam co robię i po co.
- Co ty zrobiłeś?
- Mówiłem. Nie twoja pieprzona sprawa.
Zabrałam rękę z jego policzka, pod wpływem jego stanowczego głosu, który szczerze mówiąc mnie wystraszył. Spojrzałam mu prosto w oczy,a jego spojrzenie było takie zimne i obojętne, kolejny raz widzę innego Nialla i nie jestem w stanie pojąć jaki on jest naprawdę.
- Boli cię? - samo mi się wyrwało, a wtedy on położył ręce na ścianie, tak że byłam jakby w klatce stworzonej z jego ciała. Miał dłonie po obu stronach mojej głowy i czułam jego oddech na mojej twarzy. Patrzył mi prosto w oczy, a ja nie wiedziałam co ma zamiar zrobić.
- Mnie nie boli,ale mam nadzieję, że ich tak. Oby się kurwa nauczyli, że jeśli ja to słyszę, nie powinni kogoś obrażać.
Odepchnął się od ściany i poszedł w stronę schodów, a ja zabrałam rzeczy i poszłam na zajęcia zapominając o tym, w jakim celu przyszłam do pielęgniarki.


                                                    ---------------------------------------
Siedzieliśmy z Jasonem w Crossbar, pomimo że mieliśmy jeszcze pół godziny do rozpoczęcia meczu. Zamówiliśmy po piwie i frytkach, jak zwykle mieliśmy na sobie koszulki barcelony i siedzieliśmy przy naszym stoliku, z którego widok na telewizor był najlepszy. Spięłam się nagle, bo zobaczyłam, że do baru wchodzi Liam, a za nim Zayn, moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu kiedy dołączył do nich Louis. Myślałam, że zamiast niego wejdzie Niall,a wtedy prawdopodobnie ten wieczór byłby zrujnowany.
- Abi zapomniałem ci powiedzieć. Zaprosiłem Liama, ale myślałam, że przyjdzie sam.
- Dopóki nie ma Nialla jest okay. Ale to było nasze, nasze wspólne oglądanie. Zjebałeś to.
- Arr kociaku chcesz mnie tylko dla siebie? Możemy wyjść wcześniej i się tobą zajmę napalona kocico. - Zaczął się śmiać kiedy skrzywiłam się na jego słowa, a później dokończył. - Myślałem, że się lubicie? No wiesz...
- Jak widać myślenie ci źle wychodzi.
Podeszli do nas i przywitali się z Jasonem, chyba byli zdziwieni, że tam siedzę, bo spojrzeli na siebie i dziwnie się uśmiechali. W końcu Zayn pierwszy się przywitał.
- Witamy panienkę Wilson.
- Hej chłopcy. - pomachałam im i jestem pewna, że spaliłam buraka. Znaczy no, że moje policzki są czerwone,tak jestem pewna.
- Lubisz piłkę nożną, czy oglądasz dla samego patrzenia na męskie tyłki? - zapytał Tomlinson.
- Zdecydowanie męskie tyłki. - spojrzałam na Jasona, a on na mnie i zaczęliśmy się śmiać.
- Ta suka żartuje, ona kocha oglądać. Kiedyś sama grała. - dodał mój przyjaciel.
- Laska lubi piłkę nożną, czy to już ideał? - pytał ich Liam siadając na przeciwko nas.
Płonę z zawstydzenia, a Jason nie reaguje tylko się z nimi zgadza. To jest takie niekomfortowe uczucie, być jedyną dziewczyną w towarzystwie czterech chłopaków. Okay pomyłka w towarzystwie sześciu chłopaków, właśnie kiedy o tym myślałam do baru wszedł Niall i Harry.
Oh no kurwa oczywiście, pięciu wspaniałych zawsze razem. 
Fantastyczna piątka.
Get real girl to banda pięciu idiotów! 
Przechodzili między stolikami, przy których ludzie popijali piwo i z niecierpliwością czekali na mecz, który lada chwila miał się zacząć. Doszli do naszego stolika, Niall rzucił mi krótkie spojrzenie po czym zdjął swoją czarną bluzę. Myślałam, że umrę kiedy zobaczyłam, że ma koszulkę Realu. Fuknęłam i pokręciłam głową, czym zwróciłam całą uwagę chłopaków na mnie.
- Co cię tak rozbawiło Wilson?
- Twój mózg, który jak widać goni zawzięcie kolor włosów.
Wszyscy popatrzyli po sobie, a ja założyłam ręce na piersiach, bo nie mogłam uwierzyć, że on jest fanem Realu. Wiem to błahostka i nie mam o co być na niego zła czy coś, ale no kurwa będzie walka, o to która drużyna wygra, a ja znam chłopaków i pewnie pójdą o jakieś zakłady. Uh nienawidzę Jasona za to, że zaprosił tu Liama, ten wieczór będzie tragiczny.
- Masz ostry języczek księżniczko, obciąganie mogłoby stać się twoim atutem.
- Horan zamknij się! - krzyknął Louis. - I po jaką cholerę założyłeś koszulkę Realu?
- Jestem za Realem stary.
Kiedy wypowiedział to zdanie Zayn, Liam i Louis spojrzeli na niego z miną 'You can't sit with us' *, a Louis walnął sobie w twarz z otwartej dłoni. Harry natomiast siedział i przeglądał kartę, ale kiedy Liam spytał komu będzie kibicował:
- A kto w ogóle gra?
Wtedy każdy nie mógł pohamować śmiechu, bo okazało się, że przyszedł tylko wypić piwo i coś zjeść.
- Zróbmy zakłady!
Wiedziałam, że tak to się skończy. To takie typowe zachowanie facetów podczas meczu. Każdy z nich przekrzykiwał się jaki będzie końcowy wynik, przyszedł czas na Nialla, a ten stwierdził, że będzie 3:1 dl Realu.
- Wiesz co zrobisz jak Real wygra?
- Powiedz mi, bo ja w końcu muszę się dostosować do koloru włosów i mogę popełnić błąd.
- Kiedy Real wygra ty wyłączysz PS3 i pójdziesz grzecznie spać.
Tego wieczoru jeździłam mu po ambicji, ale nie wiedziałam czemu. Byłam dla niego taka cholernie oschła, a przecież nic mi nie zrobił. Jest dla mnie nikim, czemu się przejmuje co do niego mówię? Patrzył na mnie  tym swoim kpiącym uśmieszkiem, a później zagryzł wargę, nie powinnam nawet tak myśleć, ale wygląda wtedy tak cholernie seksownie. Nie miał już opatrunku nad okiem i mogłam zauważyć, że jego rana jest dosyć spora i wygląda jakby porządnie uderzył głową o beton. Musiało go boleć, ale nie obchodzi mnie to, nie przejmuję się tym.
- Tak w ogóle Wilson co ty tutaj robisz? Strzelam, że nawet nie potrafisz grać, a oglądasz piłkę, żeby napalać się na ciała piłkarzy. - przerwał mi jego obserwację, a ja zdałam sobie sprawę, że musiałam się na niego dość długo gapić.
- Tak przecież biegają nago i mogę patrzeć na ich tyłki i kutasy non stop.
- Czy wasza dwójka może się zamknąć, właśnie zaczął się mecz! - upomniał nas Louis, który siedział obok Harryego i jadł jego frytki.
Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla Realu, a ja po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy patrzyłam jak triumfalnie patrzy na nas Horan, miałam ochotę go walnąć, centralnie w jego ranę, bo wtedy na pewno by go zabolało. Nie poznaje siebie, bo raz jestem w stosunku do niego cholernie uczuciowa, a czasem jestem taką suką, że prawdopodobnie dałabym sobie w twarz, gdybym tylko mogła.
- Więc wygrałem, dlatego wyzywam was wszystkich do meczu! Za 15 minut na szkolnym boisku! Wilson, ty też,,,, - wykrzyczał Niall stojąc przy swoim samochodzie.
- Jest zamknięte, poza tym pewnie ochrona nas złapie, zanim zdążymy tam właściwie grać.
- Powiedz po prostu, że boisz się kolejnej przegranej.
O nie tego było za wiele, nie będzie mi mówił, że się boję. Udowodnię mu, że jestem w stanie z nim wygrać, a on tego pożałuje. Do szkoły mieliśmy jakieś 5 minut autem, a 15 minut pieszo. Liam jednak zaproponował,że może nas zabrać ze  sobą dlatego pojechaliśmy razem z nim. Zaparkowali tuż obok boiska, a Horan wyciągnął z bagażnika piłkę, jakby to była rzecz znajdująca się zawsze na wyposażeniu jego auta. Postanowiłam, że przemilczę tym razem jego dziwne nawyki i poszłam za nimi do bramy wejściowej.
- I jak teraz masz zamiar przejść na drugą stronę?
- Przez płot?
- Oh przepraszam, to takie oczywiste.
Oni wszyscy zaczęli wspinać się przez ogrodzenie, a ja poszłam do mniejszej furtki, która była przeznaczona dla nauczycieli. O dziwo złapałam za klamkę i była otwarta, więc zdążyłam znaleźć się na boisku, zanim oni to zrobili. Stałam z założonymi rękami przy murawie i kpiąco się do niego uśmiechałam.
- Myślenie boli ja rozumiem biedaku.
Odwróciłam się od niego i podeszłam do jednej z bramek. Było już tak ciemno, że ledwo co widziałam linie, jednak wiedziałam, że nic nie może mnie zatrzymać przed wygraną.
- Okay, ja i Wilson wybieramy składy! - krzyknął Niall, a wszyscy stali już w okręgu obok niego. - Wybieram Louisa.
- Dziękuję, że jestem dziewczyną i mogłam mieć pierwszeństwo.
- Nie ma sprawy. Wybieraj, nie traćmy czasu.
- Jason.
- Zayn.
-Liam.
- Został nam Harry co z nim robimy?
- Myślę, że nie jest zainteresowany grą tylko spójrz na niego. - Louis wskazał na chłopaka, który właśnie podziwiał trybuny z otwartymi ustami. Zaśmiałam się na sam widok, a Liam krzyknął żebyśmy wszyscy zebrali się na połowie i zaczęli grę.
- Reguły są takie, jeśli ja wygram musisz wykonać moje zadanie, jeśli ty wygrasz dzieje się na odwrót. Zrozumiano?
- A co z twoimi graczami?
- Powiedzmy, że to walka między mną a tobą, za to wyśmiewanie się z Realu.
- Tak tylko przypominam, ale masz dwóch chłopaków w zespole, którzy także są za Barceloną.
- Z nimi policzę się później.
- Obyś wyszedł z tego lepiej, niż z twojej dzisiejszej bójki.
Chyba go wkurzyłam moimi słowami, bo na jego szyi pojawiła się żyłka, która wyglądała jakby miała eksplodować. Z jednej strony byłam z siebie dumna, a z drugiej chciałam wiedzieć o co poszło i czemu w ogóle się bił. Zaczęliśmy grać, a po tym jak strzeliłam pierwszego rozpoczynającego gola, Niall uważnie zaczął mi się przyglądać i chyba zrozumiał, że mylił się co do moich umiejętności.Graliśmy dobre pół godziny, ale zakomunikowałam im że muszę odpocząć. Jason wiedział co się kroi, ale Niall pewnie trochę też. Przyjaciel pomógł mi dojść do ławki, a później wyciągnął z mojej torebki krówki, które zawsze były w awarii na takie właśnie sytuacje. Wysiłek sprawił, że poziom glukozy w mojej krwi spadł, a ja prawdopodobnie biegając jeszcze przez chwilę zemdlałabym na boisku.
- Jest już okay Jason.
- Jesteś pewna mała?
- Yhm. Po prostu muszę posiedzieć.
Reszta stała na środku boiska i o czymś rozmawiała, ale kiedy spojrzałam na Nialla, zauważyłam że mi się przygląda. Szybko odwróciłam wzrok i zapytałam Jasona, czy możemy już wracać. Pożegnał się z chłopakami i wróciliśmy do domu.


                                                   -------------------------------------

Obudziły mnie wibracje mojego telefonu, bo ktoś usilnie próbował się ze mną skontaktować. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na ekran telefonu 'Niall kutas'. Co on może chcieć ode mnie w środku nocy.
- Czy ty masz mózg? - zapytałam go dość cicho. Miałam ochotę to wykrzyczeć, ale się powstrzymałam, żeby nie obudzić domowników.
- Sądzę, że to już ustaliłaś wcześniej.
- Ugh. Mów o co ci chodzi.
- Wyjdź przed dom.
- Nie mam ochoty na żarty, jeśli chcesz mnie czymś obrzucić bo przegrałam, nie wiem jajkami, pomidorami czy czymś w tym stylu, zostaw to sobie na jutro ja chce spać.
Rozłączyłam się i wtuliłam twarz w poduszkę bo sądziłam, że da sobie spokój, a raczej mi. Nie minęła nawet minuta, kiedy znów zaczął dzwonić.
- Horan czego chcesz?
- Zobaczysz.
Odetchnęłam ciężko i wstałam z łóżka, po czym zeszłam na dół i wyszłam przed dom. Bałam się, że zrobi coś głupiego dlatego powoli szłam do furtki. Jak się okazało siedział w samochodzie,a ja byłam w starej rozciągniętej koszulce, pierwszych lepszych shortach, które znalazłam w półce i vansach, cudowne połączenie, zwłaszcza, że on był normalnie ubrany. Stanęłam obok auta i patrzyłam przez szybę na niego, nie zauważył mnie dlatego delikatnie zapukałam, a on się odwrócił. Zaczął odsuwać szybę, a później wypuścił dym z papierosa, którego trzymał w prawej dłoni, a ja go nie zauważyłam.
- Wsiadaj.
- No chyba w tym momencie straciłeś resztki mózgu.
- Wsiadaj Wilson bo wezmę cię siłą.
- Zacznę krzyczeć.
- Myślisz, że ktoś zdąży wyjść zanim wsadzę cię do auta i odjadę? Ja szczerze wątpię.
- Nie zrobisz tego.
- Ktoś chyba mało mnie zna.
Zaczął otwierać drzwi a ja ruszyłam biegiem do furtki. Szlag! Czy on musi mieć wszystko co chce? Sądziłam, że zdążę mu uciec, ale kiedy chciałam otworzyć drzwi i wbiec do domu, złapał mnie za biodra i jak wtedy w urodziny, przerzucił mnie przez swoje ramię i śmiało szedł przez ścieżkę.  Waliłam dłońmi w jego plecy, ale to nic nie dało. Upuścił mnie przy drzwiach pasażera i czekał aż wsiądę, posłałam mu gniewne spojrzenie, ale zrobiłam co chciał. Wsiadł do samochodu i go odpalił, po czym odjechaliśmy, a moje serce waliło jak oszalałe bo tak naprawdę nie wiedziałam co on zamierza.
- Słyszę tutaj jak ci wali serce, spokojnie. Nie mam zamiaru cię zgwałcić, ani nic z tych rzeczy.
- Oh to dobrze? Zgaduje.
- Nie wiem czy dobrze, inne by się cieszyły.
- Jakbyś nie zauważył kochanie, nie jestem jak wszystkie.
- Kochanie?? Podoba mi się to.
Jest takim kretynem przysięgam! Jest tak maksymalnie denerwujący, tak bardzo mnie wkurwia, chce wszystko wiedzieć, każdy ma robić co on chce... Pomocy bo go zabije. Gdybym była tylko wyższa i silniejsza na pewno dałabym mu w pysk. Chciałabym też wiedzieć, co siedzi w głowie takiego głupka... o czym myśli?Czy w ogóle myśli, bo to jednak wymaga użycia mózgu prawda? A patrząc na niego to chyba rzadko to robi, o ile w ogóle kiedykolwiek mu się to zdarzyło. Chyba odpłynęłam gdzieś myślami, bo przyłapałam się na tym, że gapię się na jego twarz.  Dojechaliśmy przed czyjś dom, a raczej nie dom tylko willę, Wysiadł z samochodu, a ja zrobiłam to samo.
- Czy ty masz zamiar się tu włamać?
- Po jaką cholerę mam się włamywać do własnego domu?
- Oh. Um okay.
On mieszkał w zamku, dosłownie. Wszystko się błyszczało i dach był podświetlany, a jego ogródek miał pewnie większą powierzchnię, niż cały mój dom z piwnicą. Stał za furtka którą otworzyła jakąś kartą. Bogacze i ich życie. 
- Mogę wiedzieć co tu robimy?
- Przegrałaś.
- Tak racja, ale co w związku z tym?
- Musisz wykonać zadanie.
- Co to za zadanie?
Machnął mi ręką żebym szła za nim, więc tak zrobiłam. Nie potrafiłam powiedzieć jaki on jest na prawdę. Chwilami był tak bardzo świetnym facetem, a czasami zamieniał się w takiego dupka, że nie rozumiałam jak można być tak bezdusznym. Tak właśnie było teraz, stanowczy ton, zero jakichkolwiek pozytywnych emocji, tylko gorycz i złość, jakbym mu matkę conajmniej zabiła. Byliśmy już pod jakimiś drzwiami, kiedy mi je otworzył. Weszłam do środka,rozejrzałam się po wnętrzu i zdałam sobie sprawę, że ma w domu kryty basen.
Uh oczywiście, że ma.
- Co to ma wspólnego z..?
- Boisz się wielu rzeczy, wody też. Masz pokonać swój strach i wskoczyć do basenu.
- Kurwa długo nad tym myślałeś? Chcesz mnie utopić?
- Nie chce cię utopić, tylko chce żebyś przestała bać się wody.
- Nie ma mowy!
- Wilson nie bądź tchórzem.
- Jestem okey? Jestem. Boję się wody, boję się, że się zachłysnę i że umrę, czego ty nie rozumiesz?
- Wskoczysz ze mną?
- Nie.
- Proszę?
Podszedł do mnie i złapał mnie za biodra. Bałam się, że wrzuci mnie bez zapowiedzi, ale poczułam jak mnie unosi, więc oplotłam dłonie wokół jego pasa, a dłonie położyłam na jego szyi. Był tak blisko, że mogłam poczuć bicie jego serca na mojej skórze. Ręce chłopaka przyciskały mnie mocno do jego ciała, tak że nie było między nami nawet milimetra wolnej przestrzeni.
- Jesteś gotowa?
- Tylko jeśli obiecasz, że się nie utopię.
- Obiecuje.
Nie zawahał się nawet przez chwilę w swojej odpowiedzi. Patrzyłam mu prosto w oczy i szukałam w nich czegokolwiek, co mogłoby mnie powstrzymać. Nic jednak takiego nie dostrzegłam, dlatego pokiwałam głową, a on zaczął iść w stronę basenu.
- Skoczę na trzy okey?
- Tak.
- Więc liczymy.
Razem wypowiadaliśmy kolejne cyfry, a kiedy było trzy, zamknęłam oczy i zatkałam jedną ręką nos. Zanurzyliśmy się w wodzie, a ja na chwilę otworzyłam oczy, tyle że Horan wpadł na taki sam pomysł. Zbliżał się coraz bardziej do mnie, ale w końcu wynurzyliśmy się z wody. Niall stał a woda sięgała mu do szyi, gdyby nie to, że trzymam się jego talii pewnie byłabym około 20 centymetrów pod wodą.
- Było tak strasznie?
Kręciłam głową na 'nie' a on się uśmiechnął i muszę przyznać, że podoba mi się jego uśmiech. Niespodziewanie dotknęłam rany nad jego okiem i przejechałam po niej palcem, na samą myśl mnie bolało, a co on musiał czuć kiedy to mu się przytrafiło. Górowałam nad nim dlatego zbliżyłam moje usta i pocałowałam miejsce jego rany. Nie wiem co sobie myślałam, a raczej nie myślałam, bo pewnie teraz weźmie mnie za jakąś nawiedzoną laskę.
- Jeżeli miałaś ochotę mnie pocałować, to wolałbym w usta.
Wiedziałam, że będzie się śmiał! Wiedziałam!
- Ja um... Przepraszam, nie wiem co mi odbiło.
- Ja też nie wiem co mi odbiło.
- C..- nie zdążyłam dokończyć, bo złączył nasze usta w pocałunku. Był krótki, delikatny, ale był na prawdę bardzo przyjemny. Niall ma takie miękkie usta, że nie chce się od nich odrywać. Część mojego mózgu, mała część, niewielka, a raczej jakaś jedna setna, zastanawiała się co ja do jasnej cholery w ogóle zrobiłam. Jednak te przemyślenia nie trwały zbyt długo, dlatego że Niall zaczął iść w stronę drabinki. weszłam na nią pierwsza, a później zaczęłam wyciskać moją koszulkę z wody, która całkowicie przylepiła mi się do ciała.
- Deja vu.
- Co?
- Jak wtedy nad jeziorem.
Rzeczywiście, wtedy też starałam się wycisnąć wodę z mojej bluzki, ale nie sądziłam, że to zapamięta.  Kiedy na niego spojrzałam zobaczyłam w kącikach jego oczu zmarszczki od uśmiechu. Starał się panować nad utrzymaniem kamiennej twarzy, jednak oczy go zdradziły. Powinnam się zabić za swoje myśli, ale miał takie piękne niebieskie oczy, że śmiało mogłam stwierdzić, że to najlepsze jakie widziałam u mężczyzny. Idealnie kontrastowały z jasną cerą i blond włosami. Gapiłam się chyba dość długo na niego, ale nie panowałam wtedy nad tym. Odchrząknęłam więc i zaczęłam się zastanawiać co mu mogę odpowiedzieć. Lista ciętych ripost się wyczerpała, więc tylko nieznacznie wyruszyłam ramionami i szłam założyć moje buty.
- Odwieziesz mnie racja?
- Tak, przy okazji pojadę kupić coś do jedzenia, bo zaraz umrę z głodu.
- Mogę też?
Pokiwał głową, a później rzucił we mnie ręcznikiem mówiąc coś w stylu 'orientuj się' czy coś podobnego. Wycierałam moje włosy i nawet nie zauważyłam, że wyszedł z pomieszczenia, dopiero kiedy wracał i trzasnął drzwiami zorientowałam się, że przez chwilę go nie było.
- Możesz wziąć moją koszulkę, bo w mokrej nie wpuszczę cię do samochodu.
- I tak mam mokre gacie więc i tak ci pomoczę siedzenia.
- Więc je zdejmiesz?
- Nie ma mowy.
- To samo mówiłaś, o skakaniu do basenu.
- Ale teraz moje 'nie ma mowy' jest takim poważnym NIE MA MOWY.
Nasze spojrzenia w pewnym momencie się spotkały. Poczułam, że wraz z tą chwilą  przepłynęła przeze mnie fala emocji, której nie jestem w stanie opisać. Wzięłam od niego koszulkę i chciałam się w nią przebrać, ale nie mogłam kiedy stał i patrzył się na mnie.
- Odwróć się.
- Po co?
On jest głupi czy udaje? 
- Chce się przebrać, a jak się patrzysz to nie mogę.
- To nie tak, że nie widziałem wcześniej kobiety nago. Poradzę sobie z tym.
- Tu nie chodzi o ciebie kretynie. Ja się krępuję. Odwróć się!
- No już.
Zdziwiłam się, że tak szybko mnie posłuchał. Ściągnęłam przez głowę moją koszulkę po czym nałożyłam jego. Nie miałam nic pod spodem, a moje ciało było całe w gęsiej skórce. Szłam w jego stronę, ale on pierwszy się odwrócił.
- Masz jędrne cycki.
- Co?
- Szyby mądralo.
Potargał moje włosy, a dopiero teraz popatrzyłam na pomieszczenie i rzeczywiście przez to, że na zewnątrz jest ciemno, a w tutaj jest lekkie oświetlenie szyby działają jak lustra. Moje policzki piekły, a ja nie mogłam uwierzyć, że tego nie zauważyłam. Całe szczęście, że nie zdejmowałam też shortów i majtek, bo wtedy prawdopodobnie spaliłabym się ze wstydu.
- Spodenki.
- Nie.
- Nie wejdziesz do auta.
- Pójdę pieszo.
- Zdejmuj spodnie.
- Brzmisz jak perwersyjny staruch.
- Może nim jestem?
-Teraz to już na pewno nie wsiądę z tobą do auta.
- W takim razie umrzesz tu z głodu i wycieńczenia, a później Arnold nakarmi tobą nasze krokodyle.
Otworzyłam szerzej oczy i przełknęłam ślinę, no bo w końcu jest bogaty, dlatego posiadani krokodyla to dla niego nic takiego.
- Żartowałem. A teraz chodź bo zaraz zamkną nam KFC.
- Ale nie zdejmuję spodni. - spojrzałam na niego z błaganiem w oczach. - Proszę cię Niall.
Nie odzywał się tylko szedł w stronę samochodu, a ja zaraz za nim. Wsiadł za kierownicą, a ja uchyliłam drzwi i patrzyłam na niego czekając na pozwolenie.
- Wsiadaj do kurwy nędzy, ale trzymaj tyłek przy wentylatorach. Mam nadzieję, że szybko ci wyschnie.
Posłałam mu wdzięczny uśmiech, a później ruszył. Musiało to dziwnie wyglądać z zewnątrz, kiedy trzymałam tyłek na wysokości szyby susząc go i opierając dłonie o siedzenie. Kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, równolegle z nami stał jakiś starszy facet, zapewne wracał z pracy, a kiedy zobaczył moją pozycję kręcił z głową z dezaprobatą. Spojrzałam na Horana i zaczęliśmy się śmiać, a kiedy odjeżdżaliśmy pomachałam panu na pożegnanie, a wtedy pewnie stracił wiarę w normalność dzisiejszej młodzieży. Kiedy byliśmy pod KFC moje ubrania były już całkowicie suche, a włosy praktycznie też. Niall zamówił kubełek skrzydełek, dwie porcje dużych frytek i pepsi, a ja chciałam jedynie strips w zestawie. Czekaliśmy na nasze zamówienie około 5 minut, bo o 3 w nocy nie mieli klientów. Wychodziliśmy już z budynku, a po lewej stronie siedział jakiś bezdomny z kartką 'zbieram na śniadanie' . Zdziwiło mnie, że o tej porze siedzi,a nie śpi w jakimś schronisku lub czymś podobnym. Zatrzymałam się i patrzyłam na niego, ale Niall zaczął krzyczeć.
- Wilson jedziesz czy mam cię tu zostawić?
Ruszyłam w stronę auta i wsiadłam do niego, a Horan w końcu je odpalił i chciał odjechać czym prędzej.
- Możesz chwilę zaczekać?
- Dlaczego?
- Bo on jest głodny. - wskazałam na bezdomnego.
- On zbiera pieniądze, żeby jutro wydać je na wódkę. Nie warto.
- Nie dam mu pieniędzy, tylko moje strips.
- Będziesz głodna.
- Na pewno nie bardziej niż on.
Założyłam obie ręce na piersiach i z ciekawością wpatrywałam się w moje paznokcie, zdawały się być tak bardzo interesujące w tej chwili. Złość wymalowana na jego twarzy, była dla mnie zagadką, ale kiedy wyciągnął w moim kierunku paczkę z jego frytkami wiedziałam o co chodzi. Wzięłam ją od niego i wysiadłam z samochodu, zdziwiło mnie, że poszedł ze mną, a raczej za mną.
- Przepraszam, ale mam tutaj coś dla pana.
Nie odzywał się, a ja przestraszyłam się, że może śpi, albo co gorsze nie żyje. Dotknęłam jego ramienia, a wtedy staruszek otworzył oczy i przyglądał się naszej dwójce.
- Mój kolega kupił sobie jedzenie, ale za moją namową zgodził się panu oddać swoje frytki.
Dalej lustrował nas swoim wzrokiem, ale kiedy wyciągnęłam do niego opakowanie wziął je ode mnie, po czym zjadł jednego frytka. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że pomogłam komuś, a to zawsze sprawia, że czuje się szczęśliwa.
- Ta młoda dama. - mówił, patrząc na Nialla i wskazując na mnie. - To jest anioł, to cud zesłany przez Boga.
- Wiem. - odezwał się Niall, a mnie kompletnie zamurowało.
- Nie pozwól jej nigdy odejść i nie krzywdź jej, bo takie jak ona kochają całym sercem.
Nie mogłam stwierdzić czy to prawda,bo nigdy nie kochałam nikogo. Ale to co powiedział ten człowiek i fakt, że Niall to potwierdził, było najlepszym komplementem jaki kiedykolwiek usłyszałam. Co ja najlepszego robię ze swoim życiem? Spędzam kolejny dzień w towarzystwie Nialla Horana i jest on znów najlepszym, jakie miałam szansę przeżyć. Nie wiem dlaczego, ale muszę przyznać, że taka odmiana od mojej monotonii to coś przyjemnego. Fakt, nie lubimy się z Horanem za bardzo, ale to chyba nie ma  nic do rzeczy. My spędzamy razem czas, a później o wszystkim zapominamy, raczej on o wszystkim zapomina. Ja cieszę się chwilą, a później przypominam sobie wszystko i zastanawiam się, jak z nienawiści rodzą się tak cudowne wspomnienia.


--------------------------------------------------------

Mamy 5 rozdział i jest nudny jak flaki z olejem, przepraszam :(
Coś mi nie wyszło w nim, ale sama nie wiem co....
Liczę, że  chociaż troszkę Wam się spodoba i skomentujecie go :D
Dziękuję, że w ogóle czytacie! <3
Do napisania xoxo






Szablon by Selly